Main Search
Forum Berety z moheru Strona Główna
 
 
FAQ Members Groups Profile Private Messages

Czy życie ma sens?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Berety z moheru Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sulla
Ojciec Protektor
Ojciec Protektor



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z koszmaru

PostWysłany: Pią 14:57, 03 Mar 2006    Temat postu: Czy życie ma sens?

Pytanie stare jak świat lecz ciągle aktualne i nierozwiązane... Co możemy o tym myśleć?

Poglądy na ten temat dosyć dobrze opisane są w dostępnym prawie dla wszyskich podręczniku do filozofii. Zachęcam do krytycznej lektury tego materiału.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cooba
Miss Olimpiady



Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Twoich snów 8]

PostWysłany: Nie 4:24, 05 Mar 2006    Temat postu:

Trochę z biegu i na podstawie własnych doświadczeń: życie ma sens.

Życie ma dla mnie sens, ponieważ już się w nim znalazłem. Gdybym nie żył, to bym sobie sensu nie szukał, bo by mnie nie było, nie interesowałbym się żadnymi sensami, tym forum, ani innymi takimi.

Życie nie ma sensu jako takiego, definiowanego jako jeden cel. Życiowy cel jako sens egzystencji nadaje sobie człowiek, jednostka. Pani w moherowym berecie chce wielbić Chrystusa i Ojca Prowadzącego do końca swych dni, a śmierdzący punk chce dokonać żywota chlejąc tanie wińsko w pokaźnych ilościach.

Sens nadajemy życiu sami, a każdy taki wybór oznacza, że tak właśnie rozumiemy człowieczeństwo. Babcia chciałaby więcej wiernych i kościołów, punk - buntowników i sklepów monopolowych.

Życie ma sens, gdy jest walką, rozumianą bardziej jako wyzwanie. Gdy walczymy z samym życiem, nie z drugim człowiekiem. Z innymi ludźmi się dyskutuje (ew. leje się z nimi po mordach 8p ), gdy prezentują odmienne zdanie - słucha, ale nie ściera się w otwartych bojach. To życie - czyli my sami - stawia nam wymagania, podnosi poprzeczkę, dokłada płotków na trasie biegu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sulla
Ojciec Protektor
Ojciec Protektor



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z koszmaru

PostWysłany: Pon 15:47, 06 Mar 2006    Temat postu:

Jezeli przyjąć, że sami nadajemy sobie cel:
Dla twojej "moherówki" stawianie kościołów nie jest celem tylko środkiem do celu jej życia jakim jest zbawienie po śmierci. Jako, że niemamy !żadnych! przesłanek co do tego, że może coś takiego nastąpić wypada nam sądzić, że jej życie było tylko dążeniem do celu którego nie ma.

Teraz Punk. Posługującąc się najpopularniejszym modelem życia jako wędrówki on tylko oglądał widoczki i przetaczał się przez życie by było przyjemnie. Lecz zmierzał do nikąd.

Trzeci mi typ o którym ty nie wspomniałeś ale ja napisze który stara się żyć moralnie, wspiera biednych, kształtuje pozytywnie swoje otoczenie stara się by wszystko było dobrze. Wyznacza sobie cele które realizował lecz doszedł do konca wędrówki i... uprzyjemnił ją innym oraz sobie bo czuł się dobrze przytym. A tak naprawde miotał się i doszedł tylko do niebytu.

W życiu realizujemy tylko zadania poboczne... nie ma tego głównego. Zupełnie tak jak pantofelek wodny, tylko on ma tą przewage, że niezdaje sobie z tego sprawy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cooba
Miss Olimpiady



Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Twoich snów 8]

PostWysłany: Czw 17:15, 09 Mar 2006    Temat postu:

Hm. No fajnie.

Ale osoba głęboko wierząca, gdy w chwili śmierci pomyśli o Bogu, umiera z uśmiechem. I dlatego zawsze wygrywa. Bo jeśli On jest - zostanie zbawiona. Jeśli Go nie ma - oznacza to, że życie kończy się na naszym świecie, a tutaj ta osoba żyła według swoich ideałów (tzn. dzielnie walczyła z cierpieniem albo żyła kształtując w sobie różne cnoty, ideały).

Osoba wyzwolona żyje dla swojej swobody i żyjąc bawi się. W chwili śmierci jest zadowolona ze swej zabawy (choć może i nie zawsze jest; albo ta śmierć przychodzi wskutek ryzykownego bawienia się z życiem i nie ma czasu na jakieś tam podsumowania).

Ten, kto jest dobry, tak jak ten, kto wierzy w Boga, wygrywa życie, bo zrobił co mógł (albo prawie tyle), żeby na świecie było lepiej.

W życiu nie chodzi o to, żeby mieć rolę, bo człowiek jest trochę bardziej skomplikowany niż widelec, a nawet (uwaga!) wielozadaniowy robot kuchenny. Nie chodzi o to, aby mieć funkcję w stylu na koniu się jeździ, na poduszce śpi, a nasz sąsiad jest od tego, żeby orać pole, bo to zawężenie i uprzedmiotowienie człowieka. Chodzi o dobranie sobie ideałów i stałą walkę o stanie się lepszym. Nie o wypełnienie swej roli albo - dosłownie - wygranie czegoś, tylko robienie tyle, żeby nie móc powiedzieć, że to życie zmarnowaliśmy.

Uważam, że życie powinno się (patetycznie będzie i w ogóle fraześnie) traktować jak dar. W tym sensie, że coś jakoś nas do niego powołało, czyli dao nam życie. Osobiście nie wnikam, czym to coś było. Ale ważne, że tak jak zwykłe w życiu prezenty głupio nam marnować, tak całe nasze życie winniśmy szanować i z niego korzystać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sulla
Ojciec Protektor
Ojciec Protektor



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z koszmaru

PostWysłany: Czw 17:34, 09 Mar 2006    Temat postu:

Ale ja nikomu nie odmawiam prawa do bycia szczęśliwym w życiu! By to sprawić wymyślono wiele dróg o części z nich wspomnieliśmy moherówka( moralność) itp. Ale wszyscy w końcu umieramy i nasze dążenia, działania które prowadziliśmy na "łez padole" tracą jakąkolwiek wartość dla nas bo jesteśmy już prochem. W tym kontekscie jakby patrzeć z zewnatrz wszystkie nasze działania by rozpaczliwie zrobić "coś" z naszym "darem" wydawały by się śmieszne albo tragiczne... Istnienie widelca albo robota kuchennego ma tyle samo sensu co nasze.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cooba
Miss Olimpiady



Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Twoich snów 8]

PostWysłany: Śro 21:01, 19 Kwi 2006    Temat postu:

Istnienie widelca, robota kuchennego, czy klawiatury, którą teraz nieznośnie molestuję i myszki, którą przed chwilą posuwałem z pasją, jest równie celowe - czy też: pozbawione sensu - co nasze istnienie. No tak w końcu jeśli założymy istnienie Boga oglądającego świat z góry, albo istot, które są od nas lepsze i mogą nas obserwować, to życie przeciętnego człowieka nie ma sensu. Czy musi? Czym jest sens? I czy to tak wszystko fajnie wygląda?

Po pierwsze: podejście, które prezentujesz, sulla, to próba wyjścia poza siebie. Poza ludzkość. Godne uznania jako eksperyment, ale jako próba uzyskania wniosków? Nie dysponujemy danymi pozwalającymi osądzić, czy życie (lub istnienie) ma, czy nie ma sensu. Innymi słowy: żaden/ żadna z nas nie był/była Bogiem ani wyższą istotą. Kimś, dla kogo rzeczywiście nasze życie nie ma sensu. Albo ma.

Czym jest sens życia, pytam? I od tego zacznijmy. Sens życia musi być jakąś zasadą, regułą, której życie się podporządkowuje. Jeśli zakładamy, że jest, wierzymy też w przeznaczenie z tematu obok, bądź drugiego naszego sąsiada z kategorii "filozofia" - Boga. Albo jedno i drugie. Przykładowo sensem życia Chrystusa była śmierć na krzyżu. W jego przypadku jest najprościej. Tak samo można powiedzieć, że Mahomet żył, by dać ludziom nową wiarę, Mojżesz - by uwolnić Izraelitów i zawrzeć Przymierze, itd. Widać tu jasno, jaki był cel całego życia.

Jeśli sens życia istnieje, nie dostrzeżemy go. Bo wyraziłby się w czymś tak absurdalnym (dla nas niezrozumiałym, ale będącym częścią Planu) jak np. wypowiedzenie kilku ważnych słów, jeden ważny dla historii czyn, albo pomoc w wypełnieniu któregoś z tych kryteriów przez inną osobę.

Sens życia, o którym wcześniej rozmawialiśmy to bardziej ludzki wybór ścieżki - wybór poglądów i metod działania w życiu. Wszystkie są złe? Czyli każdy jest dobry. Bo antyteza z tezą zrobiły sobie dziecko - syntezę. I tak aż do wyrzygania.

Ten drugi sens życia to coś o czym warto dyskutować. Sartre powiedział, że wybierając za siebie, wybieramy za człowieka - za ludzkość. To, jak żyjesz, odzwierciedla Twoją opinię o tym, jak żyć. Wg mnie to najlepsza motywacja dla człowieka - właśnie ta myśl. Do czego dążę? Do tego, że sens życia to tak naprawdę nasza własna misja, albo nasze misje, które sobie wyznaczamy i realizujemy (stąd moje przykłady tychże dla różnych osób). Sami wybieramy sens życia i z tym się mogę zgodzić. To jest jednak odpowiedź na pytanie "czy życie może mieć sens?". Co z pytaniem, czy ma?

Pytanie o sens jest istotne tylko wtedy, jeśli mówimy o czymś skierowanym. Życie musiałoby być precyzyjnie nastawione, nakręcone - zaplanowane, by mówić o sensie. Osobiście uważam, że światem rządzi chaos, dlatego nie warto się zajmować predystynacją i sensem życia. Czy życie ma sens? Jeśli ma, nie poznamy go za życia.

Wnioski:
*sens wymaga istnienia punktu odniesienia - czegoś co sens ustala, miernika sensu
*sens albo jest (pozazmysłowy i poza naszą wiedzą), albo go nie ma i żyjemy po prostu i sami z siebie i dla siebie
*sens życia wg mojego spojrzenia jest wyłącznie kwestią wyboru stylu życia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sulla
Ojciec Protektor
Ojciec Protektor



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z koszmaru

PostWysłany: Sob 17:09, 22 Kwi 2006    Temat postu:

Po pierwsze czy jako istoty ludzkie nie mamy umysłu wyobraźni która pomogła by nam się chociaż trochę wyzwolić i spojrzeć z boku, z ogólniejszej perspektywy? Przecież analizujemy różne zjawiska np. socjologiczne itp. które również wymagają szerszej perspektywy niż czubek własnego nasa i zbadania człowieka z innej strony. Można przecież przekierować wyobraźnie i przedstawić sobie nasze np. miasto jako mrowisko choć o dużo Wink bardziej skomplikowanej strukturze. A ocena zjawisk z nawet troche wymyślonego boku jest bardziej obiektywna niż, czyż nie? Nie posuwam się przy tym tak dalego jak Gombrowicz który mówił, że jesteśmy takimi jacy nas ludzie widzą a nie takimi jak sami o sobie myślimy ale pespektywa pomaga.

W drugim punkcie nadal nie możemy dojść do ładu ze sobą. Jezus, Mahomet podczas swojej podróży przez życie (wykluczając ten niby nadprzyrodzony akcent w ich historiach) odziaływali oraz odziałują nadal na innicy "wędrowców" lecz oni gdy doszli to krańca swej wędrówki mimo, że może się wydawać, że zrobili niewyobrażalnie wiele podróż się zakończyła i nic !IM! nie dała. Z innej beczki czy ktoś zrobił coć wielkiego czy też nie jest względne poprzez ogromne i absurdalne czasami ciągi przyczynowo skutkowe np. jakiś chłop swoim pierdnięciem w średniowieczu mógł spowodować wybuch II wojny swiatowej Twisted Evil .

Hegl do wyrzygania ciekawe "antyteza z teza...." Wink (może kiedy pogadamy o jego poglądach, ciekawe i mocno pokręcone czasami Wink )

Teraz humorystyczna część twojej wypowiedzi, kiedy przytaczasz Sartre'a. On jak to jest zawarte w tym cytacie mówi jak żyć lecz nie o sensie życia. Patron egzystencjonalistów twierdził, że życie jest pustynią po której wędrujemy bez celu, nie ma na niej drogowskazów a wszystkie drogi są równie dobre. Nie powinno się tylko wchodzić w drogę ludzią którzy idą w innym kierunku niż ty.

Człowiek nie może nadać swemu życiu tego prawdziwego sensu. Może spełnić sens biologiczny, mieć dziedzi dbać o gatunek, sens społeczny oraz wiele innych, lecz to nie jest to. Możemy myśleć, że wytyczliśmy sobie drogę na pustyni, że znaleźliśmy znaki które wskazują gdzie mamy iść lecz tylko tak !myślimy! by dać sobie nadzieje... nic więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cooba
Miss Olimpiady



Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Twoich snów 8]

PostWysłany: Pon 18:27, 24 Kwi 2006    Temat postu:

Patrzenie z boku owszem, daje lepszą perspektywę. Ale nie możemy wczuć się z całą pewnością w położenie Boga, gdyż, jeśli istnieje, jest daleko bardziej złożony niż my. Tylko na ten aspekt kładę nacisk.

„Jezus, Mahomet podczas swojej podróży przez życie (wykluczając ten niby nadprzyrodzony akcent w ich historiach) odziaływali oraz odziałują nadal na innicy "wędrowców" lecz oni gdy doszli to krańca swej wędrówki mimo, że może się wydawać, że zrobili niewyobrażalnie wiele podróż się zakończyła i nic !IM! nie dała”. Tak sądzisz? W takim razie rzeczywiście nadal nie możemy dojść do ładu ze sobą. Co miała im dać ta podróż? Tron? (Mahomet akurat miał władzę) Bogactwo? Zwyciestwo? Ich zwycięstwo zawierało się w ich drodze. Wybrali cel i go zrealizowali, co było ich zwycięstwem. Czy sens życia musi komuś coś dać? Niedorzeczne. Jeśli sens życia równa się przeznaczeniu, to zawiera się w cyklu działań, postaw, poglądów etc. i nie oznacza wynagrodzonego zadania. Oznacza to, co oznacza. Czyli rolę w biegu życia. Jeśli sens jest, powtarzam.

Hm. Humorystyczne wydaje mi się od początku tylko i wyłącznie Twoje podejście. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale wyróżniłem dwa sensy życia – powiedzmy zewnętrzny i wewnętrzny. Zewnętrzny jest związany z przeznaczeniem, drugi, wewnętrzny – z naszym wyborem życiowej drogi. Egzystencjalizm rzeczywiście zakłada, że życie jest najeżone trudnościami, pełne bólu i zdaje się nie mieć sensu. Ale negacja sensu nie oznacza negacji poszukiwania go. Innymi słowy: możemy zanegować zewnętrzny sens życia, ale nie przeszkadza to nam w tworzeniu własnych sensów – roboczo nazwanych przeze mnie wewnętrznymi. Cytat z Sartre’a który przytoczyłem, pasuje zarówno do moich przemyśleń, jak i do tezy, którą przedstawiłeś w swoim poście.

Poza tym, sullo, mówimy dość podobne rzeczy. Negujemy sens jako plan, sens jako jedyną niezawodną drogę. Jakoś nie wydaje mi się, żeby pasował tutaj ton polemiczny, a nawet: jestem rozbawiony Twoimi próbami sprowadzenia tej dyskusji na tory dysputy. Trudno się pokłócić, jeśli w ostatecznym rozrachunku mówi się to samo.

Jedyne co nas różni to fakt, iż od początku dyskusji starasz się oceniać ludzkie losy. Wracam tutaj do poruszonej na początu kwestii – nie mamy możliwości oceny. Niby jak możesz stwierdzić, że żywot Mahometa nie miał sensu?
Być może przeznaczenie jest i działa i życie ma sens i coś nami kieruje. Jeśli działa jakiś plan życia, to np. jakiś chłop swoim pierdnięciem w średniowieczu mógł spowodować wybuch II wojny swiatowej – mógł, po prostu. W przeciwnym wypadku egzystencjalizm rządzi. Niepodzielnie.

Człowiek nie może nadać swemu życiu tego prawdziwego sensu.- a co to do cholery jest ten prawdziwy sens?

Może spełnić sens biologiczny, mieć dziedzi dbać o gatunek, sens społeczny oraz wiele innych, lecz to nie jest to. – To? TO? to? Zaraz przyjdzie Sir Francis Bacon i zobaczysz 8p

Możemy myśleć, że wytyczliśmy sobie drogę na pustyni, że znaleźliśmy znaki które wskazują gdzie mamy iść lecz tylko tak !myślimy! by dać sobie nadzieje... nic więcej. – nie wydaje mi się. Skoro stwierdzimy, że mamy życie, nie ma ono z góry zaplanowanego sensu, może się zdarzyć, że przeżyjemy je tylko raz – no to następnym wnioskiem będzie właśnie to, żeby życie dobrze przeżyć. Dobrze czyli jak? Tak jak sobie wybraliśmy (ewentualnie możemy sobie to życie odebrać). A z tymi znakami, to niektórzy biorą świadectwa przeszłości za drogowskazy. I niech sobie biorą. Z życiem jest jak z cnotami. Trzeba uprawiać cnoty w całości i całościowo traktować każdą z osobna, a przy tym wiedzieć, że nagrodą za cnotę jest w rzeczywistości ona sama. Takoż życie, winniśmy przeżyć zgodnie z naszym indywidualnym sensem (który sami wybieramy), ale nagrodą pozostanie tylko to, że ciekawie spędziliśmy te kilkadziesiąt – czasem kilkanaście – lat. Po co się upierać, że sens życia wiąże się z jakąś inną nagrodą?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Francis Bacon
Gość






PostWysłany: Pon 18:49, 24 Kwi 2006    Temat postu:

Witam.

Wstałem na chwilę z grobu, nadgryziony przez robale i chciałbym się wypowiedzieć w Waszej dyskusji, dzieci drogie.

Sensem ludzkiego życia jest historia! To ciąg pokoleń nadaje sens egzystencji jednostki. Człowiek powinien żyć dla przyszłości i oddawać jej swych najdroższych zakładników: myśli, dzieła, potomstwo; w niej odnajduje nadzieję i wiarę w sens egzystencji.

Czas w naszej misji jest sojusznikiem, w nim bowiem dokonuje się cywilizacyjny postęp, w nim gromadzimy wiedzę i doskonalimy technikę, ujarzmiamy siły przyrody. Wprawdzie każdy z nas ma swój ziemski czas (w przyszłości każdy będzie miał swoje 15 minut sławy - dopisał tu kredą Andy Warhol i wrócił tam, skąd przyszedł), ale jesteśmy jedną wielką ludzką wspólnotą, dla której wszystkie cząstki pracują.

Nie lękajmy się śmierci! Ograniczoność ludzkiego żywota znajduje dopełnienie w trwałości gatunku. Gdy żyjemy dla innych i tworzymy dzieła, możemy zawsze przekroczyć granice indywidualnego istnienia.

Pozdrawiam, Chłopcy, i do grobu wracam

F. Bacon
Powrót do góry
O.S.T.R.Y
Maniak
Maniak



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Z doliny mroku...

PostWysłany: Sob 18:19, 29 Kwi 2006    Temat postu:

Wy sie chłopcy kłóćcie dalej a ja sie zgadzam z naszym bywalcem F.Bacon'em w 100% nie można patrzeć na sens w skali jednostki trzeba spojrzeć w skali globalnej czasami tak łatwiej jest zrozumieć. To z tym piardnieciem to sie bardziej tyczy "przeznaczenie" o czym zresztą tam pisze Twisted Evil

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Berety z moheru Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Back to Top              
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Jenova Template © digital-delusion.com
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Regulamin